Wywiad z soboty. „Farmakomania” i kult medycyny: Nasze niebezpieczne związki

Nadużywanie narkotyków może być szkodliwe dla zdrowia... Skąd nazwa „Pharmacofolie”?
„Chodziło o to, by zakwestionować nasz związek z lekami, poruszając kilka wątków. Chciałem porozmawiać o naszym uzależnieniu od narkotyków w czasach, gdy sama idea leków wywołuje podziały. Chciałem również pokazać, czego uczy nas historia na temat tego związku, ponieważ tak daleko wstecz, jak sięga ewolucja, zawsze znajdujemy ślady leków. Medycyna współewoluowała we wszystkich społeczeństwach, u wszystkich gatunków, nawet u najbardziej prymitywnych istot”.
Co doprowadziło nas do tego szaleństwa?
Medycyna, symbolicznie, współewoluowała z nami. Nie możemy znaleźć żadnego homo genus, czy to homo sapiens, czy neandertalczyków, który nie funkcjonowałby bez strategii medycznej. Powolna ewolucja oznacza, że ostatecznie nie jesteśmy w stanie zrobić nic innego poza zintegrowaniem medycyny jako przedmiotu technicznego, jako czegoś, co nam towarzyszy. Człowiek doszedł do tego, że zintegrował to ze swoimi osobliwościami, to znaczy ze swoją obsesją na punkcie technologii, udoskonalania… W ten sposób medycyna znalazła się w tym ewolucyjnym wyścigu z wieloma innymi przedmiotami. Osiągnęliśmy zatem punkt krytyczny, w świecie opanowanym przez medycynę, podobnie jak inne osiągnięcia technologiczne.
Poruszył Pan także kwestię transhumanizmu, czyli wiary w zdolność narkotyków do naszego zdrowia?
„W naszym gatunku istnieje pokusa, by chcieć być lepszym niż zdrowym. Kwestionuję to pragnienie, to, jak nasze metody leczenia mogą nas potencjalnie ulepszyć. Kiedy zagłębisz się w literaturę, zobaczysz, że jest tam mnóstwo fantazji. Superman, który miałby powstać dzięki lekom, jest o wiele bardziej złożony, niż się wydaje”.
Czy przemysł farmaceutyczny nie przyczynił się do tej „farmakomanii” poprzez forsowanie konsumpcji?
„Rzeczywiście, na przestrzeni dekad nastąpiła bardzo wyraźna zmiana w stosunku do tego, co, można by rzec, było intelektualnie zrozumiałe i wyobrażalne na początku. Innymi słowy, przemysł musi istnieć dla tej szlachetnej idei poprawy zdrowia. Przyjmuje się, że mogą istnieć zyski, ponieważ każda branża ma na celu generowanie zysków. Ostatecznie jednak widzimy, że większość wysiłków tej branży jest ukierunkowana na poprawę zdrowia osób, które już i tak czują się stosunkowo dobrze. Jeśli jednak spojrzymy na poziom globalnego niepokoju, możemy stwierdzić, że na przykład walka z AIDS czy malarią powinna być walką o najwyższy priorytet w porównaniu z innymi zagadnieniami”.
Twierdzisz również, że jest to temat dotyczący wyłącznie bogatych krajów?
„Jest coś bardzo introspekcyjnego w tym, że możemy martwić się o nasze zdrowie, że mamy na to czas. To znaczy, zdrowie nigdy nie było priorytetem w naszych rozwiniętych społeczeństwach tak bardzo, jak dzisiaj. Leki są tego symbolem. Są symbolicznym przedmiotem naszych lęków przed śmiercią. Dzięki lekom zawsze istnieje możliwość odroczenia śmierci, nawet jeśli jest to bardzo utopijne. Poza efektami terapeutycznymi, leki są również strategią kanalizowania naszych lęków”.
Zdrowie psychiczne nie jest wolne od nadużyć?
„Zdecydowanie występują nadużycia po stronie psychotropowej. Istnieje kilka klas leków, które mogą być problematyczne, a w szczególności jedna, którą dobrze znamy: rodzina benzodiazepin. Benzodiazepiny to nasze leki przeciwlękowe. Ich powszechne stosowanie nie jest problemem wyjątkowym dla Francji, ale mimo to jest szczególnie francuskie. Początkowo te leki miały być stosowane przez ograniczony czas, ponieważ wiemy, że pojawiają się długotrwałe problemy z tolerancją i uzależnieniem. Leki przeciwlękowe są zazwyczaj przepisywane na trzy miesiące, a leki nasenne na cztery tygodnie. Jednak widzimy pacjentów przyjmujących je latami, a nawet przez kilkadziesiąt lat. Przekroczyliśmy wszelkie granice dobrego stosowania. W przypadku benzodiazepin zazwyczaj popadamy w stan „farmakomanii”.
Wspomina Pan o złotej erze medycyny w latach 70. i 80. Czy praktyki nadal się zmieniają?
„Wracamy do swoistej ery rozsądku, szczególnie w kontekście polityki odstawiania leków. Od lat 70. do 90. XX wieku przeżywaliśmy złoty wiek. W okresie bezpośrednio powojennym nastąpił rozwój przemysłu i opracowano wiele leków. Dziś nieco odchodzimy od tego modelu. Dotyczy to w szczególności antybiotyków, ale także leków psychotropowych. Teraz zaczynamy również zadawać sobie pytanie o ekologię leków”.
Polityka publiczna, głównie ze względów budżetowych, zachęca nas do przyjmowania mniejszej ilości leków i podejmowania bardziej zdecydowanych działań profilaktycznych.
„Mówienie nam, że potrzebujemy mniej leków ze względów ekonomicznych lub ekologicznych, jest moim zdaniem fałszywym argumentem. Proponuje się nam to po prostu dlatego, że nie ma na to pieniędzy. Ale niezależnie od tego, powiedziałbym, że to jest cel, do którego musimy dążyć. W każdym razie racjonalne jest twierdzenie, że musimy dążyć do zmniejszenia liczby recept. Ma to korzyści dla pacjentów. Kwestia jatrogenezy polekowej (wszystkie skutki uboczne spowodowane przyjmowaniem jednego lub więcej leków) pozostaje kolosalnym problemem”.
(*) Dyrekcja Badań, Studiów, Oceny i Statystyki (DREES)

Szaleństwo narkotykowe: „Obserwowanie własnego funkcjonowania i kwestionowanie naszych nadużyć”
Jak wyjść z tej „farmakomanii”?
„Musimy uznać, że niewątpliwie istniała potrzeba eksperymentowania z nadmiarem, aby stać się bardziej rozsądnym w przyszłości. Możemy jednak żałować, że musieliśmy przejść do nadmiernej konsumpcji, aby w danym momencie móc obserwować własne funkcjonowanie i kwestionować nasze nadmiary. Nadal znajdujemy się w sytuacjach, w których osoby starsze osiągają wiek 70-80 lat, mając na liście około piętnastu leków. Czy to nadal ma sens? Znajdujemy ślady narkotyki w wodach, co rodzi realne pytania dotyczące zanieczyszczenia. Czy więc konieczne było posunięcie się aż tak daleko?
Czy powinniśmy inaczej podchodzić do opieki?
„Nie wiem, ale w każdym razie pewne jest, że zbliżamy się do wieku, w którym możemy zadać sobie pytanie: »Czy możemy teraz wejść w erę odstawiania leków, która jest w istocie erą racjonalizacji?«. Możemy to ująć pragmatycznie: przewartościowujemy sytuację, zaprzestajemy nadmiernego przepisywania leków, bierzemy pod uwagę na przykład konsultację z lekarzem rodzinnym, z której wyszlibyśmy z poradą, a niekoniecznie z lekami. W ten sposób możemy z powodzeniem przemyśleć opiekę. Możemy odbudować nasze oczekiwania, nieco odwrócić uwagę od obsesji, mówiąc sobie, że w wielu przypadkach ostatecznie ogólnym „primum non nocere” (po pierwsze, nie szkodzić), czyli nie tylko skoncentrowanym na jednostce, może być terapeutyczna abstynencja lub wybór terapeutyczny na ograniczony czas”.
Kilka słów o TikToku i jego influencerach, którzy „receptują” dane urządzenie?
„To dość niepokojące, że TikTok staje się czymś w rodzaju farmaceuty czy lekarza rodzinnego, który może ci doradzić, a stoją za nim ludzie, którzy ewidentnie nie mają żadnych kwalifikacji. To tyle. I to jest dość przerażające. Innymi słowy, to „farmakomania”.
Le Républicain Lorrain